Jasna noc w Piątce. Przewracam się z boku na bok nie mogąc zasnąć na dłużej niż kilkanaście minut. Sam jestem sobie winien, bo zamiast zabrać cieplejszy śpiwór spakowałem lekką 500-tkę. W końcu poddaję się i za przykładem Łukasza, wchodzę do schroniska. Wąska ława w jadalni to jedyna wolna przestrzeń, na której mogę rozłożyć matę i śpiwór. Zasypiam, choć przez sen, wciąż liczę centymetry dzielące mnie od podłogi. Ta dziwna noc wreszcie się kończy i z radością witam kubek kawy, płatki z rodzynkami, dżem śliwkowy i inne frykasy. W godzinę później wychodzimy.
Dolina Buczynowa. Cicha, zasłana skałami, schowana przed letnim zgiełkiem szlaków. Nieśpiesznie pniemy się u podnóża ścian Buczynowej Strażnicy. Komin Pokutników – zachwyca. Lite płyty na prawo upatrzył sobie kiedyś Jan Hobrzański prowadząc drogę „Senne marzenie„. Kilkadziesiąt metrów dalej i mijamy biały ściek, którym poprowadziłem „Szaleństwo białej kreski”. Trzeba tu wrócić zimą.
Przed nami ściana. Urwisko jest doprawdy spore i robi wrażenie. Znany mi już filar wschodniej ściany przechodzi w płytowe zachody i grzędy, które śmiało lecą ku górze, wprost w niebo. Pod trawiasto-skalną bulę, która jak tarcza tkwi przyklejona do podstawy ściany pniemy się mozolnie po sypkich piargach. Rzut oka w górę. Nad nami 200 m granitu… zwieńczone białym zębem gigantycznego obrywu i wielkimi płytowymi zacięciami, którymi zamierzamy się wspinać. Kolejnych 100 m ściany, nie widać …
Wchodzimy w bulę. Białe, wypłukane przez wodę skalno-trawiaste grzędy szybko wyprowadzają nas do podnóża komina Sawickiego. Tu, na małej trawiastej półce zakładamy stanowisko, wiążemy się liną i zaczynamy przygodę z nieznanym. Łukasz podejmuje z ochotą propozycję poprowadzenia pierwszego wyciągu. Szybko wspina się rysą i znika za krawędzią ścianki, ale w chwilę później zwalnia. Lina leniwie przesuwa się przez przyrząd. Zapalam papierosa, cały czas asekurując. „Coś wolno to idzie”, myślę. W odpowiedzi na rzucone pytanie „Co jest?” pada odpowiedź „Lekki zapych”, a w chwilę później „Mam auto”. Zbieram się. Pokonuję rysę i przewijam się na połogą płytę. Kilkanaście metrów wyżej i w prawo, pod pasem przewieszek widzę Łukasza na stanowisku. „Kurde pociągnął kawał terenu bez przelotu”. Wychylam się do tyłu, by ogarnąć wzrokiem teren powyżej przewieszek. Wywieszająca się ścianka, a nad nią lekko zarysowane, jasne zacięcie. W momencie, gdy pochylam się do przodu, by wrócić do wspinania, pęka stopień na którym stoję. Obiema nogami. Spadam i od razu przypominam sobie, że między mną a stanowiskiem nie ma przelotów. Moment w którym następuje szarpnięcie liny, staram się wykorzystać do tego, by odbijając się od ściany, zminimalizować skutki wahadła i „przebiec” się po płycie. Nie do końca się to udaje, obraca mnie na plecy, którymi ostatecznie uderzam w płytę. Po chwili już stoję na obłym stopniu. W zasadzie nic mi nie jest, poza tym, że podrapałem nieco plecy. Dochodzę trochę na lewo od stanowiska, wprost pod wysyłowego frienda. Łukasz komentuje sytuację, tłumacząc się z braku przelotów, przez które zaliczyłem wahadło. W sumie, bardziej wsłuchuję się w to co we mnie, niż w to co mówi. A mój wewnętrzny głos, karze mi przyglądnąć się ściance nad nami. Nie wygląda zachęcająco: kilkanaście metrów, z marną szansą na dobry przelot. Patrzę na stan. Dwa kamy plus kość, nie za bardzo jest z czego zrobić kontrę pod te dość kierunkowe punkty. Wsłuchuję się w siebie i zauważam, że nadzwyczaj szybko opadły emocje, po dopiero co przebytej przygodzie. To znak, że mogę podjąć decyzję. Jeszcze raz oglądam ścianę. Moja sportowa ambicja podpowiada by ją zaatakować, by podjąć ryzyko. Wizualizuję sobie pierwsze ruchy. Kuszą. W ślad za tymi myślami idą następne; by jednak odpuścić pierwotny pomysł na drogę i kontynuować wspinanie w poprzek ściany. To mój pomysł na drogę, na ten dzień, na przygodę odkrywania i czuję jak rośnie we mnie coś na kształt odpowiedzialności za całą tą eskapadę. Doświadczenie górskie podpowiada, że gdyby nie ten urwany stopień, pewnie już napierałbym na ścianę powyżej. To samo doświadczenie podpowiada, by zaufać tym razem intuicji i odpuścić. Uśmiecham się do kolejnej myśli, bo jest nią scena peronowa z filmu „Przypadek”. Pięknie. Widzę jak z Łukasza schodzi do końca ciśnienie, a ja już wiem, co zrobić. Przejmuję sprzęt i wbijam w płyty pod przewieszkami, zaczynając długi skośny trawers przez wschodnią ścianę. Wybór, w którym widzę szansę na dokończenie drogi. Wybór po którym zakończenie może być tylko jedno …
Droga: „Przypadek”, Pośrednia Sieczkowa Turnia, V+, 6-7 godz., Łukasz Mężyk, Krzysztof Sobiecki, 2.07.2015 r.
Sprzęt: zestaw standardowy + haki: przydają się zwłaszcza cienkie knif-y (5-6 szt.), diagonal (2 szt.), łyżka i 2 v-ki
Podejście i zejście: opisano tu
Opis drogi: 6-7 h
Wejście w drogę znajduje się w prawej części „buli”. Początkowo wygodnymi skalnymi prożkami i żeberkami (0+), wyżej przez szeroką trawiasto-skalną grzędę (I) na jej spiętrzenie (krucho). Ze szczytu buli, na trawiaste obniżenie, skąd stromo po trawie do wylotu żlebu poniżej widocznego Komina Sawickiego. Krótkim trawiastym wgłębieniem w górę (II+, ok. 15 m) i 3 m w prawo na wyraźną, trawiastą półkę. Stanowisko zakładamy u podnóża jasnej płyty. Nieco po prawej stronie trawiasta nyżą, a nad nią wyraźna skośna rysa, przecinająca płytę. Rysą przez płytę do jej przełamania (IV). Z końca płyty szerokim krokiem na jej połogą część, którą po przekątnej (V-) w prawo w górę (słaba asekuracja), pod niewielką wyrwę w pasie okapów. Wyciąg liczy ok. 25 m, a mało wygodne stanowisko, wypada w płytkich zagłębieniach pod ścianką z przewieszkami. Ścianka ta broni dostępu do jasnego zacięcia, które wyprowadza w ciąg wielkich zacięć w prawej części „Oberwanej Ściany”. Droga trawersuje 3 m w prawo (III+), po czym obniżamy się 2 m i przez półkę z suchą kosówką wchodzimy w kolejną pochyłą płytę (V-), ciągnącą się u podnóża okapów i przewieszek po lewej stronie. Płyta dzieli się na dwie części, rozdzielone niewielkim prożkiem (V-). Wyciąg (40 m ) kończymy na wygodnej, wąskiej trawiastej półce. Nad nią okapy z których cieknie woda. Wchodzimy w „mokrą płytą”, jak najbliżej okapów i za cieknącą kurtyną wodną trawersujemy w prawo (została tu v-ka), ku górze (V+) do końca płyty, a następnie przewijamy się przez małe żeberko (IV) i płytkę do wyraźnego zacięcia, stanowiącego prawe ograniczenie wschodniej ściany. Przez zacięcie trawersujemy (II) na trawiastą grzędę i nią w górę ok. 15 m (I-II), a następnie wracamy w białe, wymyte skały którymi do samego końca (II), na krawędź płyt. Wyciąg liczy 45 m i łatwo na nim przesztywnić asekurację. Ze stanowiska (dobre haki), przez potrzaskaną ściankę (III+) pod dwa charakterystyczne bloki i ryską od prawej (IV-) na zwieńczenie ścianki. Dalej rozczłonkowaną grzędą skalno-trawiastą (III-III+), na pełną długość liny, pod niewysoki próg skalny. Wyciąg liczy 55 m. Wprost nad nami spiętrzenie skalne grzędy schodzącej ze szczytu Skrajnej Sieczkowej Turni, które rozdziela dwa ciągi depresji. Wspinamy się skalno-trawiastym terenem lewej depresji (50 m), początkowo jej prawym (patrząc w górę), a potem lewym skłonem (II-III), pod wyraźnie ciemniejszy fragment skał, w bocznej grzędzie Pośredniej Sieczkowej Turni. Ze stanowiska na grzędzie (przez którą przewija się droga Sawickiego) doskonale widać strzelisty wierzchołek Pośredniej Sieczkowej Turni. Dalej, klucząc między wspomnianą grzędą, a dnem żlebu, 50 m w górę, trawiasto-skalnym terenem (III, krucho). Ostatni wyciąg, u stóp urwiska szczytowego Pośredniej Sieczkowej Turni wiedzie zasłanym blokami i głęboko wciętym żlebem (I-II) i po 60 m wyprowadza na siodełko pomiędzy Pośrednią, a Skrajną Sieczkową Turnią. Na wierzchołek tej pierwszej, jeszcze 10 m w górę, między blokami (0+)
Na zdjęciu ściany wygląda to tak …
Na schemacie tak …
Trochę zdjęć
Uwagi
Cóż … planuję wrócić pod „Oberwaną ścianę”, by spróbować przejść ten ciąg zacięć i rys. Na fototopo łatwo zresztą zauważyć jak piękna jest to linia. Droga „Przypadek” czeka na Wasze powtórzenia, jak i pierwsze przejście zimowe. Trawers po skalnych, zalodzonych płytach może być wymagający, za to po przewinięciu za krawędź ściany, droga w dobrych warunkach może oferować wspaniałe mikstowe wspinanie.