
W okolicach Liszek
Stary pomysł. Wiecznie odkładany, „na kiedyś”, bo przecież, jest tyle bardziej interesujących kierunków, miejscówek, pętli. W końcu jednak, przy niepewnej pogodzie, w której poza wiatrem, należało liczyć się z deszczem, postanawiam objechać Kraków, przekraczając jego granicę tylko dwukrotnie, w tym samym miejscu.
Trasa jak trasa. Pagórkowata północ. Kilka podjazdów na skłonie Jury. Zjazd w dolinę Wisły od zachodu, przeprawa promowa i podjazdy na wyższe i bardziej strome garby Pogórza Wielickiego, na południu. Z wylesionych wzniesień roztaczają się bardzo rozległe widoki na pobliskie Beskidy, ale i Bramę Krakowską, wypełnioną aglomeracją miasta. W końcu wizyta w Wieliczce, po której znów w dolinie Wisły. Trochę szutrów i jazdy wałami oraz polnymi drogami. Trzymając się blisko wschodniej granicy miasta, podjeżdżamy na skłon Płaskowyżu Proszowickiego. Wokół rolniczy krajobraz, typowy dla okolic Igołomi i Kocmyrzowa, a więc tunele, folie, plantacje. Szczęśliwie dopisała pogoda, deszcz postanowił odpuścić i jedyne co dało się we znaki, to silny zachodni wiatr.